Tak, do tego dziki wrzask i każde potencjalne narzędzie walki będące pod ręką.
Kiedy miałem nieprzyjemność z jakimiś trzeba gamoniami na cmentarzu pierwszy dostał w krocze i poprawkę na nos, drugi jakimś wazonem albo zniczem w głowę. Trzeciego nie goniłem, mając okazję zmyłem się, jak najszybciej. Wszystko trwało sekundy i założę się, że do dziś nie wiedzą, co ich trafiło.
I nauczyli mnie tego na Taekwondo. Bo jedne zajęcia szykowały do walki sportowej, z zasadami, przepisami (typu cios na głowę tylko z nogi) a inne walki ulicznej, gdzie liczy się skuteczność i czas, szczególnie, gdy przeciwników więcej. Trzeba się wyrwać z zagrożenia, a nie zgrywać chojraka.
A przede wszystkim, i każdy chyba się zgodzi, pomaga każde niestandardowe zachowanie, zaskakujące przeciwnika.