Muszę się wyżalić. Przed chwilą wróciłem ze szpitala. Brat bardzo źle się czuł, nie mógł ustać na nogach, serce co chwila zwalniało i przyspieszało. Był taki słaby, że ani ruszać nie mógł, ani mówić. Żarty poszły na bok. A w szpitalu na izbie przyjęć... dramat. Tak chamskiego lekarza jeszcze nie spotkałem. Nawet brata nie przebadał. Tabletkę rzucił mu jak psu (aż upadła. Z wywróconymi oczami poczłapał po nową).
I ja się pytam: po co płacę składki zdrowotne? Żeby jakiś palant robił łaskę, że brata przebada (brat też pracuje i odprowadza składki)? Nie robi tego za darmo, a za dyżur ma dodatkową kasę, wcale nie małą. Chyba mam prawo oczekiwać choć nieco przyjaźniejszego traktowania?
Na odchodnym nie omieszkałem powiedzieć, że po to studia kończył, żeby pomagać ludziom, a nie odstawiać swoje humory. A niech ma k
wa popsuty wieczór.