W Euro, podobnie jak w każdym pewnie markecie tego typu, wypłata zależy od sprzedaży. Dlatego sprzedawca proponuje sprzęt niekoniecznie najlepszy, a ten z którego ma największą prowizję. Dla ułatwienia "wartosc" sprzętu może rozpoznać po kodzie produktu na etykiecie.
Najwięcej jednak zarabia nie na sprzęcie, a na dodatkach. Więc do telefonu zaproponuje etui, słuchawkę BT i ubezpieczenie.
Podobnie w banku, jak bierzecie kredyt to zaproponują ubezpieczony, konto z wpływem wynagrodzenia i kartę kredytową.
Zwykły cross-selling. Aby wcisnąć dodatek, sprzedawcy częstą kręcą, co jest oczywiście nieetyczne. Jednak osobiście mam dla tego pewną wyrozumiałość, ponieważ wiem, że sprzedawca nie ma często sensownych argumentów na dosprzedaż, bo nie da mu ich pracodawca. Jedynym argumentem właścicieli jest plan, który trzeba zrobić żeby mieć pracę i prowizja, bez której nie da się z pensji utrzymać.
Wobec tego sprzedawców w sklepie traktuje zawsze z należytą nieufności, ale i im współczuję.