Jeszcze tak, żeby dodać coś do "cool story".
Przez pół roku pracowałem w
ekskluzywnym hotelu pod Wrocławiem, gdzie zostałem zatrudniony jako "serwis sieci komputerowej". Sądząc po jej budowie i wymogach używanego tam oprogramowania faktycznie myślałem że uda mi się zajmować się tylko tą działką i że w perspektywie czasu zostanę, hmm sieciowcem.
Sieć siecią, to fakt. Natomiast jako że nie zależało mi na tym, żeby się nie napracować, a przez zarządzających hotelem byłem postrzegany jako "informatyk", zakres moich obowiązków troszkę się rozszerzył.
Poza administracją siecią byłem odpowiedzialny za bazy danych na serwerze, z których korzystały dwa rodzaje oprogramowania. No właśnie, opgoramowanie hotelowe, mimo, że nie miałem zielonego pojęcia. Komputery w hotelu się "psuły", naprawiałem je, reinstalacje, rekonfiguracje, kopie zapasowe. Wciągnięto mnie w stronę internetową, no dobra. Stałem się administratorem serwera zewnętrznego, webmasterem, grafikiem. Byłem odpowiedzialny za SEO, a także za głupoty typu dodanie hotelu do bazy hoteli. Uznano, że skoro jestem "informatykiem" i "znam się na komputerach", mogę śmiało pracować w Corelu - zdążyłem wykonać identyfikatory, teczki i ulotki. Później doszła do tego jeszcze praca w MS Office, czego nikt inny nie mógł zrobić, a ja byłem tym Panem od komputerów.
Była impreza w nocy, przez chwilę szukano DJa, ale po chwili ktoś wpadł na pomysł, że jest ktoś, kto zna się na kabelkach i może puszczać muzykę z komputera. Kto? "Pan informatyk".
W takich warunkach nie można było nie używać tego określenia, mimo, że tutaj używane było ono nieprzemyślane, na najniższym poziomie. Informatyk = ktoś, kto umie obsługiwać komputer.
Gdy naprawiam ludziom komputery, pomagam w zakupie, konfiguracji oprogramowania, nie jestem ani serwisantem, ani doradcą, jestem po prostu informatykiem.
A jeszcze nie jestem aż takim profesjonalistą i nie mam takich jaj, żeby rzucić się w jedną konkretną branżę i zmienić sposób w jaki postrzegają mnie ludzie.