Udało się mega fartem, samochód nie jest mój tylko znajomego który poleciał do Szwecji, a my z dobroci serca go odwieźliśmy na lotnisko (jak widać nie opłaca się pomagać
). Powiem tak, samochód był kupiony za 1000zł, z tego co wiem to on nawet nie otworzył maski żeby sprawdzic jak to wygląda, jak w Poznaniu u znajomego mechanika obejrzeliśmy ten samochód dokładnie, to się za głowe złapaliśmy. Cały spód przerdzewiały, progów praktycznie nie ma, brak płynu chłodniczego (nie wiadomo od kiedy), świece do wymiany, lekko uszkodzona instalacja gazowa i jeszcze pare innych rzeczy. Tylko pytam się, jak można wybierać się na drugi koniec kraju nie sprawdzając podstawowych rzeczy w samochodzie, a teraz pewnie będzie jęczał, że mu samochód zepsuliśmy. Wczoraj po zalaniu wody ruszył i dojechał do mechanika, dzisiaj odpalił na 5 min i koniec. Już pomijam fakt, że na benzynie ten wechikuł nie odpala, tylko na gazie, w środku wiszą kable (przy próbie otwarcia szyby zaczęły sie palić). Ehh już w lepszym stanie był 24 letni maluch jak go mieliśmy pare lat temu.