Rozumiem, że okopaliśmy się na swoich pozycjach i tak trwamy, jak do maja 1940 na linii Maginota. Przypomnę tylko, że sami Francuzi ukuli na to termin: "drole de guerre" - śmieszna wojna. Niemiecki jego odpowiednik - Sitzkrieg, jest równie wymowny.
Pozwoliłem sobie na tę dygresję dlatego, że nie odpowiedziałeś na moje pytanie o to co mi radzisz?
Zaangażować się w tworzenie alternatywnego serwisu POI na bazie zebranych dotychczas punktów? A kto mi zagwarantuje, że nie zakończy się to tym samym, albo zupełną klapą? Dopiero wtedy wyszedłbym na dupka. Różnica jednak jest taka, że kolejny raz musiałbym włożyć wysiłek we wsparcie w jego tworzeniu, bo pieczeniarzem być nie potrafię. A jestem w takim wieku, że muszę zapobiegać ryzyku zmęczenia materiału.
Nie robić nic i czekać biernie na rozwój wypadków? Słaby pomysł, ponieważ nie miałbym wtedy wpływu na wynik przyszłych zdarzeń, zaś długość okresu ewentualnego wyczekiwania jest nieprzewidywalna. A co w międzyczasie? Ściągać te POI, nie ściągać, dodawać, nie dodawać, poprawiać, nie poprawiać? Korzystać z interfejsów stworzonych przez Adminów p.m.n, po czym powiedzieć im: "No, to pa! Teraz przechodzę. Co prawda nie wiem dokąd, nie wiem z kim, nie wiem po co, ale pa! Sorry, boys - takie mam zasady, że wolę odgryźć własny ogon, niż narazić się tzw. opinii publicznej."?
Ja wybrałem drogę najbardziej mi odpowiadającą. Nie rezygnuję z działalności w serwisie, ale pilnie obserwuję przebieg zdarzeń, patrzę wszystkim na ręce, a efekty ocenię kiedy się pojawią.
Widzę także, że tą drogą poszło dużo więcej osób. Po pojawieniu się zajawek o zamieszaniu z poi.mobilne.net początkowo nie widać było żadnych zmian w aktywności na serwerze. Widocznie nie wszyscy dowiedzieli się od razu. Bo później aktywność ta dramatycznie spadła. Dodawano tylko pojedyncze POI, zaś ssanie punktów odbywało się na potęgę.
Teraz jednak wszystko wróciło do normy. Serwis działa na tym samym poziomie, co przed "zadymą". Domniemywam zatem, że nie tylko ja jestem wyznawcą teorii o słabej alternatywie dla mobilne.net. Przynajmniej dla uczciwych użytkowników AutoMapy.
Wrócę na koniec do innych dygresji pojawiających się w naszej dyskusji. Co do mojej sklepikarki i jej nieświeżych bułek - wolę jej powiedzieć, że i co zrobiła źle (choćby to eufemistycznie określając "etyczną dwuznacznością), niż dymać te 1,5 km lub z bułek zrezygnować.
Bo znów mi nikt nie zagwarantuje, że tamten odległy sklep nie będzie mi również chciał wcisnąć kiedyś czerstwych bułek. A międzyczasie nawalę kilometrów jak dorożkarska szkapa.
Prawdopodobieństwo, że następnym razem sklepikarka powie mi, że dziś bułki są nieświeże jest moim zdaniem dużo wyższe, niż liczenie na kryształową uczciwość jakiegoś innego sklepu, o którym dziś nie wiem nic. Nawet tego gdzie jest, kto go obsługuje, kto jest właścicielem i czy mogę codziennie na te bułki liczyć.
A co do sporu Kaczyński-Wachowski, to wart Pac pałaca, a pałac Paca. Moim zdaniem wynik powinien być 0-0. Oddałby także wartość obu indywiduów. Warszawka wie o czym mowa, jeśli pamięta sytuacje sprzed kilkunastu lat, kiedy ten duet stanowił jeszcze zgrany zespół, lub zna dzisiejszy Ratusz od podszewki, ze wskazaniem np. na Biuro Naczelnego Architekta Miasta, do którego Kaczor ma "pełne zaufanie". Śmiech na sali...
Tym razem ja wyjaśnię, że powyższe nie oznacza, iż jestem fanatykiem Tuska. Zbyt dokładnie i blisko obserwuję politykę, by nie dojść do konstatacji, że z tego bagna tylko czasem widać wyciągnietą w geście rozpaczy rękę, która nawet nie wiadomo do kogo należy, do kogo jest skierowana i z jaką intencją. To kolejna rzecz, z którą trzeba nam żyć na codzień.
Jakkolwiek by nie podchodzić do prawa - socjologicznie, psychologicznie, aksjologicznie czy też formalno-dogmatycznie, jego aktualne zapisy są jakie są i do nich musimy się dostosować. Czy nam się to podoba, czy nie. Jak się nie ma dowodów lub boi się je ujawnić (z obawy przed rewanżem, bo nie wierzę żeby Kaczor dowodów nie miał), to się nie kłapie dziobem. Inaczej jest się lanym w kaczy kuper. I słusznie. Dura lex sed lex.