P.S. Wcale nie jestem młody i gniewny, prawko mam już 27lat, przejechałem kilkaset tys. km (w wiekszości z dużymi prędkościami) i widzę problem brawury na drogach, szczególnie wśród młodych i niedoświadczonych kierowców, ale samo malowanie znaków z absurdalnymi ograniczeniami nie załatwi problemu.
Bo de facto predkosc jest tylko jednym z elementow problemu, na ktory sklada sie iles rzeczy. Ja bym wymienil dwie glowne:
1. sprawa
dostosowania predkosci do
warunkow panujacych na drodze2. sprawa kultury kierowcow jezdzacych po drogach
AD 1 - w naszym kraju bardzo rzadko jezdze szybko. Zwykle rozwijam predkosc rzedu 100km/h, z dwoch powodow - po pierwsze, wieksza czesc czasu jezdze po miescie, gdzie bardziej liczy sie plynnosc niz szybkosc. Czasem widze takich co to "slalomuja" miedzy samochodami - a na najblizszych swiatlach i tak ich zwykle doganiam. Ograniczenie do 50km/h uwazam za bezsensowne, ale z drugiej strony warunki niezbyt pozwalaja na rozwijanie duzych predkosci. Po drugie, ruch samochodowy w Polsce jest bardzo intensywny - jezdzac po roznych krajach (glownie poludniowy-wschod Europy) nigdzie nie zauwazylem tak intensywnego ruchu jak u nas. A to znowu wymusza wolniejsza jazde (nie dosc ze latwo w kogos wjechac, to jazda "szarpana" - szybko/wolno/szybko/wolno - nie nalezy do przyjemnosci). Po trzecie, nasze drogi sa w stanie takim, ze niezbyt mi sie usmiecha remont zawieszenia po wyjezdzie za miasto - a tak by sie skonczyla taka podroz z nadmierna predkoscia. Ryzyko wypadku w tym momencie pomijam.
Co do znakow drogowych - czesto sa na wyrost, i odnosza skutek odwrotny do zamierzonego - tam gdzie rzeczywiscie znak ma sens i tak nie zwalniam, skoro na 99% znakow ktore minalem na trasie ograniczenie bylo bez sensu. Podobny problem mam za granica - zwykle potrzebuje "chwili czasu" by przestac ignorowac ograniczenia predkosci - ktore w wiekszosci innych krajow jakos mam wrazenie sa ustawiane sensowniej.
AD 2. - duze zagrozenie sprawiaja ludzie niekoniecznie jezdzacy szybko - ale jezdzacy przede wszystkim chamsko. O ile przy dobrych warunkach trakcyjno-pogodowych nie jest to jakos istotne, o tyle przy pogorszeniu sie pogody (i korkach) robi sie cokolwiek koszmarnie. Wyprzedzanie na trzeciego, wjezdzanie na pas do skretu z ktorego usiluje sie pozniej jechac prosto - standard w przypadku Polskich drog. I wszyscy zacieci, predzej umra niz ustapia miejsca. Mialem kilka takich sytuacji dzisiaj - ze dwa razy facet na pelnym gazie dralujac pasem do skretu w lewo, nagle dal kierunkowskaz na prawo i usilowal sie wcisnac w kolejke aut stojacych w korku na pasie na wprost - cudem nie spowodowal wypadku.
Albo np. jade sobie srodkowym pasem i chce zmienic na lewy - w lusterku widze ze mam miejsce na 1.5 dlugosci samochodu i spokojnie moge wykonac manewr. Wiec wlaczam kierunkowskaz, jeszcze raz zerkam w lusterko i.... widze jak facet jadacy lewym pasem zaczyna przyspieszac, by uniemozliwic mi manewr (nie wiem, chcial zdazyc przejechac przede mna, choc de facto przed rozpoczeciem manewru jechalem z ta sama predkoscia/troche szybsza od niego?)
A kiedys mialem super ubaw jak gosc chcial mnie wyprzedzic przez dobre 20-30km trasy, a gdy wreszcie mu sie to udalo, natychmiast... zwolnil!
Powyzsze sytuacje nie wymagaja duzych predkosci by byc niebezpieczne. Wyzsza predkosc powoduje jedynie bardziej drastyczne skutki wypadku.
Generalnie nie mam nic przeciwko jezdzie z duza predkoscia. Samemu zdarzalo mi sie pokonywac np. 600km trase w niecale 4h.
Tyle ze nigdy nie udalo mi sie zrobic takiego wyczynu w Polsce - nie te warunki, nie te drogi, nie ta kultura na drogach...