Tak sobie analizuje na spokojnie ten mój przypadek i nie do końca mi coś pasuje.
To jest fragment treści gwarancji.

Albo ja nie potrafię tego przeczytać, albo nie wiem, ale ja rozumiem z tego dokładnie tyle, że gwarancja nie obejmuje usterek wywołanych ingerencją w oprogramowanie. No tylko co ma piernik do wiatraka, kiedy pęka obudowa i soft nie ma tutaj żadnego znaczenia?
Pójdę dalej, rozmawiałem dzisiaj z pracownikiem Teleko Bytom, jednego z 3 autoryzowanych serwisów tych urządzeń i gość w pewnym sensie przyznał, że to jest wewnętrzna procedura serwisowa. Tzn. każdą naprawę (bez znaczenia czy to mechaniczna, czy jakakolwiek inna) zaczyna się od podpięcia telefonu do Emmy. I ten program, blokuje gwarancje jeśli wykryje nieprawidłowości w sofcie. Powiedział również, że miał już kilka przypadków gdzie na pozór wszystko wyglądało ok (wersje softu i bootloadera, itd.) a Emma też unieważniła gwarancje takiego telefonu - ciężko mi się tu odnieść czy to prawda czy nie i czy rzeczywiście tak to działa.
No ale do rzeczy, czy to czasem nie powinno być tak że obowiązują nas zapisy gwarancji?
Skoro więc w niej nie jest wprost napisane, że KAŻDA ingerencja w oprogramowanie powoduje jej utratę?
A może rzeczywiście coś jest na rzeczy.. chciałem swój pogląd zweryfikować na infolinii SE Polska i tutaj duży nie smak. Rozmowa zaczęła się niepozornie miło, pani wykazała się dużą wiedzą na temat który poruszaliśmy. Jednak z upływem czasu robiła się coraz mniej pewna i siebie i mniej miła. Na moją prośbę aby wskazała mi w gwarancji zapis który mówi o tym że to każda ingerencja bezwzględnie anuluje gwarancję: wpierw odpowiedziała że nie zna treści gwarancji, a potem wskazała że dokładnie o tym mówi punkt 3 (istotny fragment przytoczyłem wyżej). No to ja jej na to, że na moje rozumienie języka polskiego to zdanie wcale tego nie mówi. I rozmowa się skończyła tak że: nagle pani zrobiła z siebie kompletnie "głupiego" pracownika, tłumacząc się ze jest tylko pracownikiem infolinii i nie ma wiedzy (cóż, chwilę temu zdawało się że jednak ma), a na każde pytanie o to kto nadzoruje pracę serwisów, albo do kogo mogę skierować swoje zapytanie (skoro ona nie ma kompetencji), albo (absurdalnie wręcz na koniec) pytanie o adres siedziby polskiego oddziału - słyszałem już tylko nie wiem, nie wiem, nie wiem.. ale skoro serwis panu unieważnił gwarancje to na pewno mieli rację.
Abstrahując od tego iż wiem, że sam sobie zawiniłem, to nie wydaje się Wam to trochę dziwne?