Mnie o wyjaśnienie bardziej chodzi ze strony technicznej / elektronika (bo w to się nigdy aż tak nie wgryzałem), a taka niewiedza został mi zarzucona ze strony tunera i od niego oczekuję krytyki a nie krytykanctwa (taka domena dzisiejszych czasów, ponarzekać, ale nic nie wyjaśnić).
A to, że słychać różnicę między odtwarzaczami jest to jestem świadom i już pisałem o tym wyżej. Tyle że to nie jest efektem lepszej jakości a różnego postprocesingu modyfikującego dźwięk źródłowy w taki sposób żeby wydawał się przyjemniejszy i sprawiał lepsze wrażenia. Ale to nie znaczy że odtwarza muzykę lepszej jakości.
W ogóle mam wrażenie, że mówienie dziś o jakości muzyki (odtwarzanego dźwięku) to mówienie, głównie o efektach postprocesingu. Dlaczego dziś wyznacznikiem jakości jest to jak nisko potrafi źródło czy słuchawki zejść, jakie ma podbicia niższych częstotliwości, czy nie daj Boże jak głośno.
Jeżeli mówimy o jakości to mówimy o wierności w stosunku do jakiegoś odniesienia (oryginału), wszelki postprocesing tak naprawdę kaleczy wierność (pomimo że subiektywne wrażenie dla niektórych może być lepsze). Najlepsza jakość wprowadza najmniej zakłóceń i najwierniej odtwarza dźwięk.
To tak jak mit o foobarze i winampie... nie ma różnicy w jakości (nawet sam autor foobara o tym pisali). Foobar owszem delikatnie inaczej brzmi od winampa, ale to jest wynik tylko i wyłącznie innego ustawienia softwaerowego - postprocesingu, tego co już się dalej dzieje z sygnałem po "opuszczeniu kodeku".
Znowu wracając do tego co pisałem wyżej... możliwość wybrania programu do odtwarzania, ustawienia sobie efektów daje sporą możliwość dopasowania sobie tego jak chcemy słyszeć nasze mp3.
Może inaczej podchodzę do pojęcia "jakości dźwięku", ale w dobie mp3 mowa o jakości powinna zacząć się od tego, że jest to format stratny i to jest tylko (de)kodowany przez "program" (zawsze ten sam, zawsze w ten sam sposób) ciąg znaków / bitów. Co w przypadku urządzeń mobilnych (nie studyjnych) ma największe i główne znaczenie.
No cóż ja jestem pokoleniem które słuchało swoich młodzieńczych i dziecięcych przebojów na winylach i kasetach (kila razy nawet na szpulach) i wtedy o jakości (całego zestawu) decydowały trzaski, szumy, przenoszone zakłócenia i miarą nie była ilość "umpcuków na minutę" czy to jak nisko zagra. Raz zripowana mp3, jaka była taka zostaje, o kasetę czy winyl trzeba było dbać, żeby utrzymywała wysoką jakość jak najdłużej, w gramofonach igły z czasem trzeba było wymieniać, a w kaseciakach głowice czyścić.