Moim zdaniem nie, chociaż przykłady niezgodności rozmaitych praw, postanowień i regulaminów z konstytucją w naszym (i nie tylko) kraju można mnożyć. Niemniej ja jestem przeciwnikiem narzucania stroju uczniom w szkołach. Nie mundurków jako takich, bo to jeszcze dopuszczam - byle tylko podczas rekrutacji sprawa była jasna i kandydat wiedział, że każą go ubrać. Jeśli w takiej sytuacji jest jego zgoda, nie ma problemu.
Niestety w naszych realiach wygląda to trochę inaczej, ingerencja w styl uczniów jest naprawdę nachalna a autorytarne decyzje zapadają odgórnie, bez pytania kogokolwiek (nawet jeśli mówimy o dorosłych lub prawie dorosłych ludziach). Nigdy nie zapomnę sytuacji w moim gimnazjum (pierwszy rocznik objęty reformą
) gdy zakompleksione władze prowincjonalnej szkółki postanowiły sobie, że podbudują sobie "prestiż" wprowadzając "mundurki". Oczywiście sama szkoła ani myślała wyłożyć na to kasę, a tylko kilku rodziców zgodziłoby się ufundować coś droższego. Na czym się skończyło? Na tanich bluzach (w zimie) i podkoszulkach (w lecie) z wprasowaną literą "G" (jak nietrudno się domyślić od "gimnazjum") i nazwą szkoły/miejscowości. Oczywiście bluza była w ilości szt. 1, a teoretycznie musieliśmy w tym chodzić cały tydzień z wyjątkiem środy, bo dyrekcja sobie ubzdurała, że akurat wtedy wszystkie matki mają czas uprać to lub odnieść do pralni.
Materiał z którego to uszyto był naprawdę kiepskiej jakości, więc po jakimś czasie zaczęło wyglądać nieciekawie. Mimo tego władze szkoły wykazywały upór wart naprawdę o wiele lepszej sprawy i nieustannie zwracały uwagę osobom, które pokazywały się na lekcjach w swoich własnych ubraniach. Oczywiście takich było coraz więcej i koniec końców zdrowy rozsądek wziął górę, ale nie od razu i nie bez problemów...
Ogólnie to uważam całą ideę mundurków za pozostałość komunizmu. Rozumiem jeszcze gdy mowa o jakichś szkołach o profilu wojskowym, albo takich, które ubierając uczniów w drogie garnitury chcą podkreślić elitarność. Jednak za każdym razem gdy słyszę taki argument: "Jeśli ubierzemy dzieci jednakowo nie będzie widać różnić majątkowych, to rodzaj troski o dzieci z biedniejszych rodzin". WTF? Przecież to nic innego jak echo marksizmu-leninizmu, od którego niedobrze się robi. Po pierwsze głupotą jest sądzić, że jeśli wciśniemy wszystkich w takie same stroje znikną wizualne różnice co do majątku. Zawsze jednego dzieciaka tata będzie podwoził Mercedesem, a innego dużym Fiatem.
Jeden będzie używał najnowszej Nokii, drugi modelu 3310. To już nie te czasy.
Poza tym ja społeczeństwo równych szans rozumiem trochę inaczej. Zamiast nakazywać bogatszemu dzieciakowi ukrywanie tego faktu (ma się niby czuć gorszy z tego powodu?) powinno się przedstawiać to jako czynnik motywujący: "Słuchaj, jak się teraz przyłożysz do nauki, zdasz maturę, dostaniesz się na oblegane studia i dostaniesz dobrą pracę, to też będziesz mógł wydawać swoje pieniądze do woli".