Był sobie Loox 600. Zakupiony w Polsce, w sklepie, z myślą o polskiej dwuletniej gwarancji.
Dodam nawet, że gwarancja przeważyła podczas wyboru, w przeciwnym wypadku wygrałby iPaq 2210, który ówcześnie miał tylko rok gwarancji.
Loox działał świetnie. Miał co prawda jedną awarię digitizera, ale wymieniono dosyć sprawnie i szybko cały moduł LCD. Jednak to było chyba zbyt piękne aby mogło trwać długo.
Przyszedł czas, gdy Loox zaczął zachowywać się coraz dziwniej – zwisy, komunikaty o zniknięciu modułu Bluetooth, programy się zamrażały albo nagle kończyły działanie bez żadnej informacji. Trochę trwało zanim wyeliminowałem wszelkie inne możliwości – karta pamięci, bałagan w programach itp.
Jednak po włożeniu nowej karty i świeżej instalacji programów wciąż miałem zwisy, a ostatnia próba, polegająca na użyciu tej samej karty z tymi samymi programami w MDA II przebiegła bez problemów, zdecydowałem o wysłaniu Looxa do serwisu. No i się zaczęło.
Podczas pierwszej wizyty wymieniono mi płytę główną. Przy okazji zgubiono pierścień plastikowy dookoła gniazda słuchawkowego, przez co została dwumilimetrowa szczelina.
Nowa płyta główna przyszła w stanie fabrycznym, czyli z takim systemem – PocketPC 2002 jak był na początku, z olbrzymią ilością błędów. Musiałem na dysku odszukać swój upgrade do WindowsMobile 2003 i wgrywać wszystko od nowa.
Pomogło – programy przestały się wieszać ponad zwyczajową normę. Jednak praktycznie każdy reset stał się twardym resetem. Wystarczył zwis Automapy w trasie, aby mieć z 20 minut przerwy przed ponowna nawigacją – kalibracja ekranu, nauka cut/paste, wgranie backupu. No chyba, że reset po backupie okazywał się znów twardym, więc kolejne 20 minut leciało. Po dwóch tygodniach nie wytrzymałem, zgłosiłem usterkę.
Po czterech dniach pobytu w serwisie zadzwonił do mnie pan serwisant. Poinformował mnie, że on nie stwierdza cytuję: „nadmiernego występowania twardych resetów, ale wymieni płytę, jednak muszę się na to zgodzić, bo jej nie ma na magazynie i musi zamówić, co potrwa kolejne trzy dni i będzie naruszeniem warunków gwarancji”. Zgodziłem się.
Po raz kolejny wymieniono płytę. Ale wpisano w kartę gwarancyjną jej naprawę. Przy okazji zgubiono rysik. Natychmiastowy telefon do serwisu przyniósł spodziewany efekt: „Proszę pana, to absolutnie niemożliwe, żebyśmy to my zgubili”.
No cóż, nie mogę ganić za to FSC, bo oni to przewidzieli, dając mi dwa. W końcu mogę używać drugiego.
Po pewnym czasie zauważyłem, że po raz kolejny sfałszowano kartę gwarancyjną – wpisano czas naprawy dwa dni, podczas gdy był w serwisie tydzień!!! Fakt, że wpisy w karcie nijak się mają do dokumentów kurierskich nikogo w FSC nie przeraża.
Po paru godzinach zorientowałem się nawet dlaczego zginął ten pierwszy rysik – zatrzask rysika co prawda zatrzaskuje się prześlicznie, ale nie trzyma go na swoim miejscu, wystarczy odwrócić urządzenie do góry nogami aby wyleciał.
Ale co mi tam takie drobiazgi, skoro się powinienem cieszyć, że mogę zrobić reset bez skasowania wszystkiego z urządzenia. No to pora na wgranie backupu i używanie.
Tylko nieprzezornie wgrałem backup na kartę CompactFlash. A trzecia już z kolei płyta główna po włożeniu czy to karty czy urządzenia Compact Flash powodowała natychmiastowy „zwis” urządzenia.
Loox pojechał do serwisu po raz trzeci z rzędu, gdzie naprawiono płytę. Dla odmiany teraz muszę się siłować z wyłącznikiem, który wymaga znacznej siły do zadziałania. O takim drobiazgu jak zgubienie kabla do zasilacza przecież nawet nie będę wspominał. Rysik jak wypadał, tak wypada.
Zdesperowany zadzwoniłem do Fujitsu-Siemens Computers. Panowie stwierdzili, iż muszą urządzenie obejrzeć, więc pojechało tym razem do siedziby firmy.
Wróciło po dwóch dniach z informacjami:
- uszkodzenia mechaniczne nie podlegaja gwarancji, ale „wychodząc mi na przeciw, uzupełniają brakujący pierścień przy gnieździe słuchawkowym”
- rysik im nie wypadł, więc nie stwierdzają wypadania
- wyłącznik działa, więc co za problem?
Kolejna korespondencja z firmą poskutkowała odpowiedziami utrzymanymi w stylu „nie wiemy co pan od nas chce i proszę się najlepiej odczepić, bo urządzenie już jest po gwarancji” (ponieważ, jeżeli nie liczyć wydłużenia jej o okresy napraw, to zdążyła już upłynąć).
Panowie po oglądaniu Looxa starannie go skręcili. Bardzo starannie. Tak bardzo, że aż pękła obudowa przy jednej ze śrub. Po zwróceniu im uwagi na to dostałem odpowiedź:
„Szanowny Panie,
Z przykrością zmuszony jestem przekazać informacje, że kierowana reklamacja jest bezzasadna. Otóż fakt uszkodzenia mechanicznego urządzenia był bezdyskusyjny zaś żadnych anomalii pracy komputera, złego działania włącznika czy wypadania rysika nie stwierdzono.”
Jeżeli nosicie się z szalonym pomysłem zakupu produktu Fujitsu-Siemens Computers, to musicie wiedzieć, że:
- zgubienie przez serwis wyposażenia sprzętu, to żaden problem dla firmy
- za mechaniczne uszkodzenie przez serwis sprzętu odpowiada klient
- jeżeli serwis przetrzyma urządzenie, klient nie ma możliwości dochodzić swoich praw, bo karty gwarancyjne są fałszowane
Jeżeli lubisz silne wrażenia, awantury z serwisem i lekceważące podejście centrali, kup sobie urządzenie Fujitsu-Siemens z polską gwarancją. Nie zawiedziesz się.
Na koniec mogę dodać, że ten Loox to nie jest jedyny przypadek tej firmy. Notebooki Lifebook C1020 mają wadliwe (pękające) gniazda zasilacza. Pierwsze przypadki były naprawiane w ramach gwarancji, potem firma postanowiła obciąć koszta i lekceważyć klienta wmawiając mu – jak w moim przypadku – że mechaniczne uszkodzenia nie podlegają gwarancji.
Wieczorem zamieszczę fotki obudowy.