I tu sie mylisz. Sam przyznales, ze zostawiles, nikt Ci z kieszeni nie wyciagnal. Znalezienie to nie "kradziez" i chocbys zlapal za reke tego co znalazl, to moglbys go tylko grzecznie poprosic o zwrot...
Powiedzenie "znalezione = nie kradzione" obowiązuje raczej tylko w naszym kraju.
I właśnie się mylisz, ponieważ znalezienie i nie oddanie prawowitemu właścicielowi to: przywłaszczenie.
A tu masz popularną definicję:
Przywłaszczenie może dotyczyć rzeczy znalezionej, wypożyczonej, oddanej sprawcy w celu wykonania jakiejś usługi bądź omyłkowo mu doręczonej. Sposób wejścia w jej posiadanie nie jest istotny dla bytu przestępstwa.
Przywłaszczenie polega na uzurpowaniu sobie własności, czyli zamiarze postępowania z przedmiotem przestępstwa tak, jak by się było jego właścicielem. Sprawca może rozporządzić przedmiotem na rzecz osób trzecich (wówczas przywłaszczenie polega na działaniu) lub włączyć go do swego stanu posiadania (nie zwracając jej właścicielowi - przywłaszczenie polegające na zaniechaniu). Istota przestępstwa tkwi w jego stronie podmiotowej. Wszystko zależy od intencji sprawcy.
Przywłaszczenie jest przestępstwem materialnym (skutkowym), a jego skutkiem jest utrata rzeczy przez jej właściciela lub samoistnego posiadacza. Jest to także przestępstwo ogólnosprawcze o charakterze kierunkowym.
Choć jak dla mnie i zapewne znakomitej uczciwej części społeczeństwa, jest to zwykła kradzież !
Każdy ma prawo coś zgubić lub zapomnieć, nie można stwać się niewolnikiem gadżetów!