Dwa lata temu telefon na komórkę, z numeru zastzrezonego.
Jakiś ciul pyta po angielsku, czy mamy na stoku tusze i tonery do hp.
Mamy - odpowiedź.
On chce dużo.
OK - nie problem.
Fine, to on napisze zamówienie.
Po dwóch dniach na faksa przyłazi kwit. Nagłówek, pierdoły, zamówienie.
W sumie byłoby tego dwie palety - jedna tuszy druga tonerów.
Po 2 godzinach po faksie telefon, i znów gadka, że oni w Angli są, baaaardzo duża firma itp pierdoły. Zabawiał mnie rozmową około godziny.
Ok, szacunek. I że oni teraz na fakturę czekają.
Ja, ze nie problem, tylko następnego dnia.
Bęc faksem proformę i czekam co dalej mądrale wymyślą.
Po moim faksie, po godzinie telefon i znów pitulenie, że oni jeszcze większa firma w tej Anglii, i ze on już ten przelew zrobił.
A to jakieś chore pieniądze były. Dużo tego.
Ja mu na to, ze oczywiście, że rozumiem i zaraz mu wysyłam.
No to on, że on już załatwi sprawę z transportem.
Następnego dnia telefon, od pacjentki z dhl, że wysyła do mnie dostawczaka po dwie palety. ja do niej, ze to jej sprawa co ona zrobi, ja czekam na kasę.
Po godzinie telefon od szefa baaardzo dużej firmy, że on kase już wysłał, zę mi wysyła z banku potwierdzenie itp.
Przychodzi fax , pierdoły i trele morele, bak of englant. Łzy w oczach miałem. transakcja mojego życia.
I znów dzwoni, po faksie, ze już do mnie jedzie transport, że on pieniądze wysłał dwa dni temu. i taka sobie gadka. Ja na dokładkę siedziałem u klienta i pytlowałem w języku dziwnego kraju na dziwne tematy. Wzbudzałem niemałe zdziwienie, jakie to ja 'interesa' prowadzę.
Wracam do mojej firemki. Siedzę i zażywam relaksu, a tu wchodzi mi kurier z dhl po dwie palety z towarem.
Ja w śmiech i mówię facetowi, ze ma koleżankę wesołkę, bo wyraźnie mówiłem, że czekam na kasę. Zadzwonił do pacjentki która go wysłała, ona do mnie, że nie chcę wydać towaru dla jej klienta. Znów łzy w oczach miałem, tym razem ze śmiechu.
Do dziś wpływają te pieniądze na moje konto.
Podejrzewam, ze całą gadkę prowadziłem z turasem.