Nie jest pomysłem ani lepszym, ani gorszym. Zależy co lubi dzieciak i co mu się przyda. Jeśli np. ma już odpowiednią ilość sprzętu sportowego, a lubi również czytać, to czytnik też może być dobrym prezentem, do tego niebanalnym. Kwestia indywidualna.
Zgoda, przy czym zwróć uwagę, że otrzymaliśmy informację, że dziecko CHCE hulajnogę.
I w odpowiedzi na to zapotrzebowanie pojawiły się iPhone'y, czytniki ebooków i tym podobne elektroniczne cuda.
Tutaj faktycznie jest problem - sam wiem z własnego doświadczenia, że Internet sprzyja nawiązywaniu znajomości i zwyczajniej łatwiej przychodzi kontakt w ten sposób, chyba to reguła.
Tak, tylko że ten kontakt jest ułatwiony, bo masz (a w każdym razie wydaje Ci się, że masz) pełną kontrolę nad sytuacją i możesz dowolnie naściemniać o sobie. Więc budujesz sobie idealne wcielenie siebie (pewne fakty przemilczasz, inne eksponujesz, to i owo delikatnie naciągasz). Problem w tym, że kiedyś trzeba odejść od komputera i wtedy robi się problem...
Czasem tak duży, że dana osoba nigdy nie jest w stanie przenieść internetowej znajomości do "realu".
"Widziałem" przypadki, gdy koś się np. umawiał na forumowe spotkanie "za godzinę" pisząc z miejsca oddalonego o kilkaset kilometrów - nie muszę dodawać, że osoba ta nigdy nie nawiązała bezpośredniej znajomości z którymkolwiek ze "współgadaczy".
Sam nie posiadam nie wiadomo jakich zdolności społecznych. Tyle tylko, że nie można pozwolić, by dzieciaki przyzwyczaiły się do tej protezy i potem nie potrafiły bez niej się obejść w kontakcie z prawdziwym człowiekiem, a nie jego avatarem w Second Life...
Jak wyżej - w skrajnym przypadku inny kontakt może być niewykonalny.
Oczywiście dla niektórych nawet taki kontakt to będzie więcej niż w przypadku gdyby takie medium nie istniało w ogóle, ale... "wariatów internetowych" jest sporo. Akurat na "technicznych" forach tego nie widać, ale jeśli wejdziesz na bardziej "humanistyczne", problem staje się bardziej zauważalny.
Niestety otoczenie temu nie sprzyja - dzieciaki są dzisiaj rozwydrzone, często czerpią sadystyczną przyjemność ze znęcania się nad takimi cichymi, nieśmiałymi jednostkami tylko pogłębiając ich alienację...
To też jest sposób wyładowania własnej frustracji. Na dłuższą metę wiesz, że Ty i Twój nick w internecie to dwie różne osoby - i gdzieś tam kumuluje się frustracja że nie przystajesz do wizerunku który zbudowałeś. Więc starasz się ją wyładować, zwłaszcza na gościach którzy przypominają Ci Ciebie samego (tego rzeczywistego), tylko gorzej się maskują.
Zwykłe tłumaczenie.
Oczywiście. Właśnie dlatego przytoczyłem to tłumaczenie.
Większości ludzi elektronika do życia nie jest potrzebna, obejść się bez niej można (jeśli nie chodzi o rozrusznik serca) ale po co? Ja wolę mieć przy sobie PDA, niż go nie mieć i nie mam zamiaru się tłumaczyć, gdy ktoś mi zada idiotyczne pytanie "po co Ci to?".
Owszem, tyle że nie można się "dać zwariować" w żadną ze stron.
Rozumiem, że są pewne ważne dla kogoś sytuacje, gdy chce mieć np. szybki dostęp do poczty. Sam ostatnio interesowałem się pewną aukcją na Allegro i chciałem mieć podgląd co do jej aktualnego statusu. Podobnie czasem intensywnie zaglądam na forum, zwłaszcza gdy toczy się jakaś interesująca mnie dyskusja. Ale gdybym miał codziennie sprawdzać stan poczty "co pięć minut" to już nie byłoby fajnie...
Przy czym dla mnie zabieranie ze sobą laptopa na wyjazd klasowy jest właśnie takim "sprawdzaniem poczty co pięć minut".
Zgoda, przy wycieczce autobusowej jest to jakiś atut, tyle że większość autobusów ma już teraz wbudowane monitory i film można sobie obejrzeć bez żadnego gadżetu.
A zamiast wieczornego ślęczenia nad kompem fajniejsze jest włóczenie się z ekipą po mieście (ok, na klasowych wycieczkach jest to pewnie trochę utrudnione).
Swoją drogą, dlatego nie rozumiem np. zachwytów nad przeglądarką internetową w iPhone - tam gdzie nie muszę zabierać komputera NIE CHCĘ spędzać czasu w internecie. Więc jest to dla mnie "kwiatek do kożucha" w przypadku telefonu - nawet jeśli jest super-duper skonstruowana.
Może wynika to trochę z tego, że nie poruszam się środkami komunikacji miejskiej (ale kiedy tak było, też raczej czytałem gazety czy książki).
Muzyka na wycieczce szkolnej to nie tylko słuchanie własnych MP3 w busie - ważniejsze jest nagłośnienie pokoju, w którym zbiera się towarzystwo wieczorem. Pamiętam, że u mnie w czasach LO z reguły formowały się dwa obozy: dzika impreza przy techno i "filozoficzne" dyskusje po co najwyżej jednym piwie. Raczej niewielu siedziało samotnie z MP3 na uszach.
No wiesz, "my z chłopakami" idziemy w miasto :"P Ale fakt, przy wycieczkach szkolnych nauczyciele zwykle pilnują, by się dzieci nie rozłaziły wieczorami.
Widzisz - są ludzie (tacy jak ja), którzy za kafejkami nie przepadają. Nie znoszę zatłoczonych miejsc, w których ktoś przez ramię gapi mi się na treść wklepywanego maila.
Też nie przepadam. Ale jeśli jadę do Pragi, to nie zakładam potrzeby korzystania z internetu w sytuacji innej niż "awaryjna".
Komputer to rzecz osobista, a laptop jest świetnym ucieleśnieniem tej idei. Poza tym masz przy sobie swoją muzykę, dokumenty
I po co Ci te dokumenty? Nie mów, że będziesz w Pradze odrabiał lekcje :"P
BTW, a propos gier - ostatnio złapałem bakcyla... planszówek :"P
Napisane: Kwiecień 13, 2008, 12:38:01
Już mi wystarczy po dogadywaniu się po angielsku w dreźnie
Przejedź się na Węgry... :"P
Swoją drogą, to było ciekawe doświadczenie. W Rumunii nie było problemu z dogadaniem się z mieszkańcami zapadłych dziur (rumuński znam o tyle o ile, a wtedy to go nie znałem ni w ząb), natomiast na Węgrzech bariera jest czasem nie do przejścia - i nie wynika z nieznajomości języka, ale z tego, że ci ludzie po prostu "nie chcą" się dogadać.